Opublikowany przez: monika.g 2017-08-02 15:16:34
Autor zdjęcia/źródło: pixabay.com
Wyznaczony termin porodu jest tylko orientacyjny i nikt nie może przewidzieć kiedy on się rzeczywiście rozpocznie. Właśnie dlatego może on Cię zaskoczyć w dość nietypowym miejscu. Przeważnie bowiem mamy raczej nie czekają pod drzwiami szpitala, ale zwyczajnie zajmują się swoimi codziennymi obowiązkami do ostatniej chwili. Szpital to nie jedyne miejsce, w którym może się urodzić dziecko. Jeszcze kilkanaście lat temu wiele kobiet rodziło w domach, teraz takie porody również są planowane. Jednak nie zawsze nasze plany uda się zrealizować i malec nagle może przyjść na świat w czasie podróży samochodem lub wizyty w urzędzie...
Termin porodu pani Anny Nasidłowskiej z Sosnowca wypadał na 2 stycznia, więc sylwestrową noc postanowiła spędzić z rodziną u teściów. Jeszcze przed północą rozpoczęła sięakcja porodowa, a skurcze stawały się coraz częstsze. Rodzina natychmiast wezwała pogotowie. Sanitariuszki wyprowadziły panią Annę z mieszkania, ale gdy wsiadły z nią do windy dziecko było już prawie na świecie. Rodząca nie dała już rady wysiąść z windy i urodziła w niej zdrową córeczkę. Sanitariuszki odebrały poród, a teściowa pani Anny trzymała windę, aby nie kursowała pomiędzy piętrami. Poród trwał niecałe 15 minut!
Poród pani Pauliny z Poznania rozpoczął się prawie 3 tygodnie przed terminem. Skurcze obudziły ją o 5 nad ranem, już wtedy były bardzo częste, co 1-2 minuty. Partner pani Pauliny zabrał ją szybko do samochodu, położył na tylnym siedzeniu i ruszył do szpitala oddalonego o 15 km od ich domu. W panice nie wezwali karetki, ponieważ nie myśleli, że wszystko tak szybko się potoczy. W drodze zatrzymał ich szlaban na przejeździe kolejowym. Pani Paulina czuła, że dziecko jest już bardzo blisko kazała partnerowi zjechać jak najszybciej z drogi, bo musi odebrać poród. Mężczyzna zaparkował naprzeciwko dyspozytorni MPK. Zdążył już odebrać poród, gdy przy samochodzie pojawiła się dyspozytorka. Okazało się, że pani Dorota, która od 15 lat pracowała w MPK jest z zawodu położną, jednak nigdy nie pracowała w szpitalu. Kobieta zawiązała malcowi pępowinę, a po paru minutach do rodzącej dotarła już karetka, która zabrała mamę i dziecko do szpitala. Chłopczyk ważył 3350 g i dostał 10 punktów w skali Apgar.
Ta traumatyczna, ale na szczęście z happy-endem historia wydarzyła się w Afryce. Ciężarna Cheizinda oczekiwała narodzin swojej córeczki, gdy powódź nawiedziła jej miasto w Mozambiku. Kobieta schroniła się przed wodą i krokodylami na drzewie, gdzie skrajnie wycieńczona, bez jedzenia i picia przebywała przez 4 dni. Po tym czasie urodziła córeczkę Rositę. Wreszcie obie zostały uratowane przez ratowników z RPA, którzy przylecieli po nie helikopterem. Matka była tak wycieńczona, że ledwo przeżyła.
Poród pani Marty Kozłowskiej to już historyczne wydarzenie, bo odbył się w 1978 r. podczas zimy stulecia. Pani Marta rodziła wtedy swojego pierwszego syna. Cudem udało jej się zadzwonić po karetkę, bo co chwilę dostawy prądu były przerywane przez awarie. Pogotowie jednak utknęło w zaspach i nie mogło dostać się do rodzącej. Po 2 godzinach oczekiwania, przy silnych skurczach mąż pani Marty nie wytrzymał i dzwoniąc na pogotowie po raz kolejny zagroził, że dostanie zawału jak za chwilę po żonę nie przyjedzie karetka. Wtedy dyspozytorka wpadła na pomysł, żeby wezwać wojskowych z niedalekiej jednostki. Ich opancerzony pojazd bez problemu przedarł się przez zaspy śnieżne i przetransportował rodzącą do szpitala. Jednak z silnych emocji i długiego oczekiwania pani Marta urodziła dziecko w opancerzonym pojeździe wojskowym.
Kobieta w zaawansowanej ciąży zaczęła rodzić na poczekalni Powiatowego Urzędu Pracy w Sosnowcu. Natychmiast wezwano karetkę, ale maluch był szybszy i urodził się w urzędzie przed przyjazdem pomocy. Poród odebrały pracownice urzędu. Dziecko owinięto w kocyk, który znajdował się w apteczce pierwszej pomocy, a pani ze sklepiku znajdującego się na terenie urzędu dała malcowi koszulkę, żeby nie marzł oczekując na pogotowie. Poród przebiegł bardzo szybko. Lekarz karetki przeciął już tylko pępowinę i zabrał mamę i dziecko do szpitala. Chłopczyk ważył 2480 g i miał 51 cm, nie był wcześniakiem.
Siobhan Anderson, gdy poczuła pierwsze skurcze zadzwoniła do swojego lekarza, który powiedział jej, że to jeszcze nie poród i może poczekać. Chwilę później odeszły jej wody, więc zadzwoniła po pogotowie. Pomoc zdążyła przyjechać, ale podczas wnoszenia kobiety do ambulansu urodziła ona swojego pierwszego syna na noszach na drodze Southern State Parkway na Long Island. Karetka pojechała więc dalej w kierunku szpitala, jednak nie zdążyła do niego dojechać i drugi syn amerykanki urodził się na poboczu Wantagh State Parkway. Tak więc bliźnięta mają dwa różne miejsca urodzenia.
„Moja żona miała termin porodu na 23 marca 2012, 14 marca byliśmy na wizycie w szpitalu gdzie doktor nas poinformował, że nasza dzidzia pewnie urodzi się przed 23... W sobotę 17 marca, wieczorem czytałem fora, gdzie faceci opisują poród rodzinny, nie ukrywam, że się trochę tego bałem, chociaż to nasze drugie dziecko, ale przy pierwszym porodzie nie mogłem być...
W niedziele 18 marca (dzień matki w Irlandii), około 5 rano żona "za potrzebą" poszła do toalety i ok. 5.50 oznajmiła, że będziemy się wybierać do szpitala. Szybko wstałem z łóżka, pojechałem po brata, który miał się opiekować starszą córeczką. U żony w tym czasie pojawiły się skurcze tak co ok. 10 minut. O 6.10 byliśmy w drodze do szpitala mieliśmy do pokonania 30 km, co zajmuje około pół godziny. Żona w samochodzie miała skurcze już co 3 minuty i bardzo mocne bóle...
Zostało mam ok. 10 minut aby dojechać do szpitala aż nagle zobaczyliśmy w kroczu "worek płodowy" (byliśmy przerażeni) i zaczęło do nas docierać że nasza dzidzia chce wyjść... Po minucie nasza druga córeczka była już z nami, leżała na przednim fotelu i żona okryła ją swoją bluzą... Moja dzielna żonka poczuła ulgę, a zarazem była w szoku.
Pierwsze co zrobiłem, zadzwoniłem po ambulance. Pani dyspozytor zapytała mnie o mój numer telefonu, w tym momencie nie mogłem sobie przypomnieć bo byłem w szoku, wypytywała czy wszystko jest ok, gdzie jesteśmy czy dziecko oddycha itp. Poinformowała nas, że ambulance jest już w drodze... Jechałem samochodem najszybciej jak tylko w tamtych warunkach mogłem […] Nagle zobaczyłem nadjeżdżający ambulance i trochę mi emocje opadły, bo pomyślałem sobie, że "właściwi" ludzie zaopiekują się naszą córeczką i moją żoną... Po chwili pani ratownik z ambulance odcięła pępowinę dziecku i usiadła z naszą córeczką na tylnym siedzeniu samochodu i po ok. pięciu minutach jazdy byliśmy w szpitalu. Ja wziąłem naszą córeczkę na ręce, a pani ratownik na wózku zabrała moją żonę na oddział położniczy... Następnego dnia moje skarby już były w domu ponieważ wszystko było w porządku. [...]”
Wszystkie te mamy nie spodziewały się, że ich dzieci przyjdą na świat tak szybko. Niektóre z nich urodziły się wcześniej niż powinny i to było powodem dla nietypowego miejsca porodu. Inne jednak zostały urodzone w terminie, ale z kolei nikt nie mógł przewidzieć, że akcja porodowa będzie tak ekspresowa i po kilku skurczach malec urodzi się w ciągu zaledwie kilku minut. Wyznaczone terminy i ułożone plany porodów nie zawsze się sprawdzają, a rzeczywistość wszystko weryfikuje według innych wyznaczników. Nie ma co więc ściśle nastawiać się na określony scenariusz porodu. Lepiej zdać się na instynkt i podejść do tego na spokojnie, a wszystko samo się ułoży według nieprzewidzianego przez nas wcześniej, ale jednak najlepszego planu.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Lenka1 2017.11.21 14:07
ciekawe ! :) hihi nigdy nie wiadomo, ja staram isę teraz sama nie chodzić
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.